Co my tu mamy

czwartek, 20 czerwca 2013

Tunele w Cu Chi

Duża cześć żołnierzy oraz sprzętu przerzucanego szlakiem Ho Chi Minha potrzebnego do walki z "południem" trafiała w okolice Cu Chi. Ta mała wioska na północny -zachód od Sajgonu odegrała dużą rolę w historii wojny Wietnamskiej. 

W jej okolicach koncertowały się siły północy. Tak jak w DMZ tak i tutaj prowadzone były bardzo nasilone walki. Siły "południa" prowadziły w tych rejonach intensywne bombardowania oraz akcje oczyszczające.
Walka była jednak o tyle trudna, iż północ nie podejmowała otwartej walki (koncentrowała siły do ofensywy Tet) a prowadziła walkę partyzancką. W tych rejonach żołnierze amerykańscy mówili, że "walczą z duchami" ponieważ w kontakcie z przeciwnikiem i krótkich wymianach ognia, Vietcong znikał niczym duchy.

Wkrótce odkryto dlaczego.. tunele. Ich długość w tamtym okresie wynosiła 200km. Dziś pozostało około 100km z czego tylko część jest udostępniona dla zwiedzających. Znajdywały się w nich sztaby, izby żołnierskie, magazyny, szpitale, fabryki. Miały wiele kondygnacji. Już w Hanoi widziałem w muzeum ich przekrój, mała kopalnia.

Rejon Cu Chi oraz same tunele były naszpikowane pułapkami. Tutaj warto zatrzymać się na chwilę.


 Te sławne wietnamskie pułapki, w których wykrwawiali się żołnierze są w większości powiększonymi pułapkami na zwierzęta, Kiedyś łapano w nie tygrysy czy inne duże zwierzęta, podczas wojny łapano w nie amerykańskich żołnierzy i ARVN.


Oprócz pułapek takich jak wilcze doły, szczęki krokodyla czy ruchome drzwi teren był naszpikowany pułapkami z materiałów wybuchowych, co ciekawe materiał wybuchowy był odzyskiwany z bomb które zrzucali sami amerykanie. A odłamki powstałe w wyniku bombardowań zbierano i przekuwano w podziemnych kuźniach na ostrza, które były potem mocowane w pułapkach.

Tak jak już wspominałem, w tunelach znajdowały się fabryki, w których była prowadzona  produkcja rzeczy potrzebnych do walki. Produkowano nie tylko miny czy granty, ale także szyto mundury (czarne pidżamy) czy sandały Ho Chi Minha, które produkowane były ze zużytych opon samochodowych.


Partyzanci żywili się między innymi maniokiem, jak powiedział nasz przewodnik jest to drzewo, które nawet po intensywnych bombardowaniach odradza się i w ciągu 2 miesięcy i wydaje nowe owoce. Jeden z przystanków mieliśmy w polowej stołówce, gdzie byliśmy częstowani "partyzanckimi specjałami". Maniok  smakuje jak słodki ziemniak, zjadłem ich sporo ponieważ od dawna tęsknię za "naszym ziemniakiem"...od ryżu dostaję już skośnych oczu ;-)


Na terenie jest więcej atrakcji, które nie sposób opisać w jednym  krótkim poście, ale warto wspomnieć jeszcze o strzelnicy.  Można na niej postrzelać z broni używanej przez północ i południe, trzeba przyznać że arsenał jest duży, ale....niestety jest jedno bardzo duże ale...

Maja już wspominała że byliśmy rozczarowani organizacją. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy obcokrajowcami i Wietnam zarabia na nas pieniądze, ale w tunelach Cu Chi czuliśmy się jak "maszynka do zarabiania pieniędzy" Przewodnik próbował oprowadzać nas jak najszybciej i gdyby nie dopytywać to wiele rzeczy zostało by pominięte. Najważniejszym punktem dla przewodnika było, aby doprowadzić nas na strzelnicę.. trochę w życiu zaliczyłem strzelnic, ale nigdy nie widziałem takich cen. Przykład? 20$ za 10 naboi w kalibrze 5,56 mm. W Polsce strzelam za 1zł -2zł za ten sam  nabój (zależy do strzelnicy). Jak by było tego mało, broń była przymocowana na sztywno. Nie było możliwości żadnego celowania, chodziło tylko o to, aby "wystrzelać pestki".  No nic, na szczęście nie to było głównym naszym celem, ale przyznaję, że nie odpuściliśmy sobie postrzelać z M16 A1 nawet w takiej wersji :-)



Więcej zdjęć z tuneli: Galeria

Brak komentarzy: