Co my tu mamy

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Jak zostaliśmy przemytnikami broni...

Po wyjeździe z Laosu mój worek powiększył się do znacznych rozmiarów. Wśród pamiątek mieliśmy między innymi dwie maczety. Pierwsza kupiona na południu od Laotańczyka zajmującego się handlem kokosami. Drugi nóż, to nabytek po machucie- opiekunie słoni z Luang Prabang.

Po przekroczeniu granicy z Chinami podróżowaliśmy z nimi praktycznie przez całą prowincje Yunnan, licząc na to że w końcu dojedziemy do Wietnamu i tam wyślemy zbiorczą paczkę do domu.

Trzeba nadmienić iż dworce kolejowe i autobusowe w Chinach wyposażone są w bramki wykrywające metal, bramki prześwietlające bagaż, pracowników ochronny, no i oczywiście kamery. Zupełnie jak na lotnisku. Na teren dworców nie można wnosić żadnych "materiałów niebezpiecznych" w tym noży. Nam przez długi czas się udawało.


Zostało kilka ostatnich dni naszego pobytu w Chinach i jak na złość z ostatnim pociągiem do Kumingu zaczęły się kłopoty z transportem pamiątek... Przy prześwietlaniu bagaży nasz został ściągnięty z taśmy. Kazali wyciągnąć noże. Mówimy, że ich tak nie zostawimy. No to ściągają Panią mówiącą jako tako po angielsku. Nikt nie chce nas puścić, choć mówimy, że od 3 tygodni tak z nimi podróżujemy i nikomu nic złego się nie stało. Nie zgadają się też na przekazanie paczki konduktorowi i odbiór jej na miejscu.


Wychodzimy na zewnątrz, rozglądamy się... Chciałem przerzucić paczkę na peron i potem ją odebrać, ale jak już pisaliśmy, w Chinach nie da się samemu znaleźć na peronie, pasażer jest "transportowany" prosto do swojego wagonu - więc taki pomysł odpada. W końcu decydujemy się schować noże w krzakach i wrócić po nie później. Niedługo przez odjazdem wychodzę niby "do sklepu". W ręku trzymam aparat pikający na bramkach. Wracam z "siatką zakupów" i nożami w nogawce spodni.

Tym sposobem  przemycaliśmy noże aż do momentu wysyłki ich z Wietnamu ;-)
Przez bramki musiałem przechodzić ja, bo po pierwsze nie zgodził bym się na to, aby Maja się narażała. Po drugie to i tak by się nie udało. Przekraczając taką bramkę trzeba mieć twarz pokerzysty i stalowe nerwy nawet jak podchodzi do was strażnik z wykrywaczem metali, aby przeszukać was dokładnie. Natomiast na twarzy Maji strażnik wyczytał by natychmiast "Szanowny Panie strażniku, w nogawce mam ukryte dwie maczety, bardzo proszę o ich odebranie!" ;-)

1 komentarz:

Beata B. pisze...

Jak to mówią,Polak potrafi.No i udało Ci się.Co za spryt:)