Co my tu mamy

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Chiny po raz drugi

Korzystając  z okazji, że mieliśmy wizę dwukrotnego wjazdu, z Laosu przemieściliśmy się do chińskiej prowincji Yunnan (samochodowe/piesze przejście graniczne w Boten).















W jej części południowej można zaznać tropików i znaleźć słonie, w jej stolicy panuje "wieczna wiosna", a w górach na północnym zachodzie można podziwiać białe szczyty pięciotysięczników i jak mówią broszurki "poczuć klimat Tybetu bez wjeżdżania do niego". Faktem jest, że jest to region licznie zamieszkiwany przez różnorodne mniejszości etniczne. I nie chodzi tu o jakieś skanseny czy cepelie. Jest to widoczne gołym okiem, na co dzień, w odwiedzanych miejscach - pięknie i kolorowo.

W tej części kraju jest na prawdę wiele do zobaczenia, jednak za atrakcje w Chinach trzeba słono płacić. My ograniczyliśmy się do zwiedzania starówek i gór. 

Kunming

Z pod granicy udało nam się złapać świetnego stopa - zabrała nas para z TIRa, bardzo sympatyczni młodzi ludzie, niestety nie mówiliśmy w tym samym języku. Dzięki nim zaoszczędziliśmy 500Y i poznaliśmy różne pozycje z menu, do których powracaliśmy przez cały pobyt. Kunming niczym nas nie zachwycił za to zaszokował największą halą z ubraniami jaką w życiu widzieliśmy. Warto tam zrobić zakupy, ze względu na niskie ceny i duży wybór. Market znajduje się kawałek od centrum przy południowym dworcu autobusowym (od 8/9 - 18).

Ponad 600km i 14 godzin jazdy. Boten - Kunming
Więcej zdjęć

Dali

Stamtąd udaliśmy się nocnym pociągiem z miejscami stojącymi (tym razem siedzących szybko zaczynało brakować, jak nam powiedział spotkany chłopak - to "chinese style", nie tak odmienny od "polish style", prawda?) do Dali Old Town. Miasteczko śliczne i choć dużo w nim turystów i stoisk z pamiątkami to wciąż toczy się w nim codzienne życie mieszkańców. Jest też dużo taniego, pysznego jedzenia. Atrakcją może być spacer po murach miejskich z pięknymi widokami, wycieczka wokół jeziora, spacer po górach (płaska, wybrukowana trasa wiedzie przez zbocza gór, trzeba tym tylko wejść a potem zejść/opcjonalnie kolejka linowa). Dali trochę nam przypominało nasze Zakopane a miejscowość po drugiej stronie jeziora miała z kolei klimat nadmorskiego małego kurortu. Do wyboru do koloru. W tej ostatniej poznaliśmy parę chińskich studentów, wspólnie szukaliśmy noclegu a wieczorem wybraliśmy się na pyszną i sytą kolację w stylu azjatyckim, czyli zamawiamy kilka potraw i wspólnie je konsumujemy, do tego miska ryżu dla każdego i słaba herbata:-)
W dali zatrzymaliśmy się za darmo u hosta - francuza, który razem z kolegą wynajęli za grosze stary dom i przerabiają go na hostel. Nowsza część już działa a łóżko kosztuje 10zł. My spaliśmy na poddaszu, trochę zimno ale z klimatem. W zamian jeden dzień poświęciliśmy na prace remontowe.

Więcej zdjęć

Lijiang

Kolejna starówka, byłaby jeszcze piękniejsza ze względu na kanały, mostki i jeszcze węższe uliczki, gdyby nie prawdziwe tłumy odwiedzających. Ruch turystyczny zaburzył normalne funkcjonowanie starego miasta - ceny podskoczyły niewyobrażalnie i mieszkańcy byli zmuszeni się wyprowadzić. Na ich miejsce weszli hotelarze, restauratorzy i sklepikarze. Trzeba by tu mieć więcej pieniędzy, bo urocze knajpki i restauracje kuszą, żeby w nich usiąść. Można jednak znaleźć na starówce kilka tanich miejsc. Z tąd udaliśmy się miejskim autobusem na wieś - nadzieje mieliśmy na coś więcej, jednak nie żałowaliśmy wycieczki.

Więcej zdjęć

Wąwóz Skaczącego Tygrysa

Święta Wielkanocne jak się potem okazało spędziliśmy w górach. Dość wysokich - ponad 3 tyś. m n.p.m. a tuż obok dwa 5tysięczniki. Pierwszego dnia wyszliśmy równo z kilkoma innymi osobami na szlak, jednak drugiego dnia byliśmy już tylko my. Droga wiodła zboczem góry i co jakiś czas wpadała do wioski, gdzie na chętnych czekały gueasthousy. Zresztą mapki i oznakowania szlaku to wyłącznie robota ich właścicieli, gdyby nie to żadnych wskazówek pieszy by nie miał. Było pięknie, momentami wymagająco. Pierwszą noc spędziliśmy w hamakach, drugą w schronisku bo Bartka łapało choróbsko. W drodze powrotnej, w busie spotkaliśmy fajną rodzinkę z Katowic, ich dwoje i rezolutna, uśmiechnięta trzylatka, a do tego rowery! Czyli Ewa, Andrzej i Marta. Pozdrawiamy gdybyście czytali :-)

Jak. Piękne zwierze i smaczne ;-)
Więcej zdjęć


Na koniec podróży po Chinach zostaliśmy przemytnikami broni, ale o tym już w innym poście.







Brak komentarzy: