Co my tu mamy

środa, 17 kwietnia 2013

Hanoi

Nocnym autobusem (z karaluchami, a jakże) dojeżdżamy do centrum Hanoi. Orientujemy się w położeniu i kierujemy swoje pierwsze kroki do starego miasta, tu zwanego Old Quarter, aby znaleźć nocleg. Po pierwszej nocy mieliśmy się przenieść do hosta z CS jednak wbrew wcześniejszym zapewnieniom zostajemy spławieni telefonicznie i niestety cały pobyt spędzamy w hostelu. Są oczywiście plusy: żyjemy sobie w samym sercu stolicy, mamy w cenie ogromne śniadanie, jesteśmy niezależni a i łóżka są wygodne z wi-fi do tego;-)

Słyszeliśmy legendy o ruchu drogowym (skuterowym przede wszystkim) i faktycznie, ulice są zalane morzem skuterów, niektóre jak to azjatyckie motorki są zapakowane towarem bardziej niż bylibyśmy to sobie w stanie wyobrazić, a wśród tego wszystkiego piesi, w tym my, bo chodniki są zajęte przez sprzedawców i restauracyjki, knajpeczki z małymi krzesełeczkami (dużo zdrobnień, ale tak właśnie było;-))


Budynki są tu wąskie, bo podatek płaci się od szerokości frontu. Bardzo dużo architektury kolonialnej. Wiele budynków, zwłaszcza tych większych obecnie zaadaptowanych na placówki państwowe, jest w kolorze ciepłego żółtego, symbolizującego niegdyś króla. Nie brakuje też zielonych skwerów także w stylu kolonialnym. Jednym z symboli miasta jest jezioro Hoan Kiem w samym centrum, z Wierzą Żółwia i świątynią Ngoc Son, do której prowadzi charakterystyczny czerwony most.

Nie tylko w Old Quarter budynki są wąskie.
Uliczni sprzedawcy

W pierwszych dniach ograniczyliśmy się do bliskiej okolicy ze względu na moje zatrucie (pierwsze w podróży). Szwendaliśmy się po zatłoczonych uliczkach starego miasta odkrywając, że jest ono pełne lokalnego życia, sprzedawców, jedzenia. Nazwa uliczek odpowiada temu co niegdyś się na nich sprzedawało np. ulicy mat z samymi matami, ulica garnków z samymi garnkami itd. Do dziś coś z tego zostało i sprzedaż tych samych produktów gromadzi się w jednym miejscu, jeśli wyjdzie się odrobię za ściśle turystyczny obręb (tak, tak Bartek znalazł swoją ulicę z mundurami wojskowymi). 
Mauzoleum Ho Chi Minha
Umówiliśmy się też z chłopakiem z organizacji Hanoi Free Tour Guides, która jak nazwa wskazuje zajmuje się darmowym oprowadzaniem po Hanoi. Przewodnikami są tam studenci i absolwenci. Nasz przewodnik zabrał nas do Kompleksu Ho Chi Minha (Mauzoleum, park, domy w których mieszkał, gdyż odmówił mieszkania w Pałacu), na targ i do sklepu z tradycyjnymi obrazami (powstają na specjalnie przygotowanej powierzchni, ze skorupek jajek i muszli perłowych, następnie są malowane-coś w tym stylu;-)), gdzie za darmo pokazano nam i wytłumaczono cały proces ich powstawania (każdy z ulicy może do nich wejść i zostanie tak oprowadzony). Niestety trafiliśmy na chłopaka, który chce rozkręcić swój biznes turystyczny, więc czuć było że nie robi tego z powołania a z pragmatyzmu, i że ma nagrane punkty turystyczne, w których dostaje prowizję za przyprowadzenie gości (takie nasze odczucie). Niemniej jednak nieco nam opowiedział o życiu Wietnamczyków, a my zobaczyliśmy jaką autentyczną czcią i sympatią jest obdarowywany Wujek Ho. (Później tylko się utwierdziliśmy w tej opinii widząc np. jego zdjęcia wiszące w domach, czy bawiącą się młodzież śpiewającą wokół ogniska piosenki na jego temat). I tu się nasuwa taka dygresja, że komunizm w wydaniu Wietnamskim wygląda...dobrze. Po pierwsze, Ho Chi Minh faktycznie przywrócił Wietnam jego mieszkańcom, poprawił ich jakość życia, ale przede wszystkim dał im wolność. Wietnamczycy wierzą, że dzięki niemu otrzymali nowy (lepszy) Wietnam. Nasz przewodnik po mieście mówił, że wszystko mu się w jego państwie podoba, oprócz korupcji (zwłaszcza złą opinię ma policja). Jak tak oglądamy wystawy w muzeach, oglądamy jego dom, słuchamy historii o nim to wydaje się spoko gościem. Pamiętać jednak należy, że w Wietnamie panuje propaganda, i to że słyszymy to/widzimy z pierwszej ręki też może wynikać ze wczesnej socjalizacji, gdy dzieci od najmłodszych lat uczone są na temat poczciwego, wielkiego Wujka Ho. Aha, a na każdym wietnamskim dongu (są w papierkach tylko) widnieje nikt inny jak Ho Chi Minh (w sumie to też komunistyczna cecha, bo w Chinach był tylko Mao a w Laosie..jak mu było?!)

Hanoi to też duża ilość muzeów za przystępną cenę: M. Historyczne, M. Rewolucji (historia XXw.), M. Militarne, M. Kobiet, M. Etnograficzne.Więzienie Hao Lo. A do tego jeszcze Świątynia Literatury, Cytadela. Pewnie jeszcze coś. Jest co robić:-) Nam jeszcze kilka punktów zostało do odwiedzenia na przyszłość.


Miasto jest wielkie i zdecentralizowane. Tzn jest historyczne centrum, ale wyjeżdżając nawet na jego obrzeża ma się uczucie bycia w centrum (szerokie ulice, ogromna ilość sklepów, restauracji). Wystarczy jednak wejść w głąb zabudowań żeby znaleźć malutkie, wąziutkie dzielnice mieszkalne z lokalnymi sklepikami. Hanoi będzie nam się też kojarzyć z tymi małymi jadłodajniami i kafejkami na chodnikach. To już coś innego niż wózki z jedzeniem. Te działają stacjonarnie rozkładając się na chodnikach. Przeważnie za stół robi tacka położona na stołeczku. W takich miejscach siedzą zarówno elegancko ubrani Wietnamczycy jak i ci bardziej ubodzy, po prostu wszyscy. Przede wszystkim działają tak kafejki z kawą, red bullem i zieloną herbatą a do tego skubie się słonecznik. W Old Quarter (choć nie tylko) działają słynne miejscówki z tanim, pysznym (75gr) piwem z beczki tzw bia hoi. A do tego przekąski na ciepło i zimno - cudowne zakończenie dnia, które uskutecznialiśmy codziennie, jak tylko wydobrzał mój brzuch:-)

Nasza miejscówka. Po 2dniach już nas znali i bez zamawiania dostawaliśmy to co chcieliśmy:-)
Więcej zdjęć

Brak komentarzy: