Co my tu mamy

środa, 8 maja 2013

Na południe. Dzienniki motocylowe cz..?! :-)

3.05.2013

W piątkowe popołudnie w końcu dostaliśmy paszporty do ręki i możliwość dalszego przebywania w Wietnamie. Gdy wyjeżdżaliśmy z Hanoi było już ciemno. około 21.30 zatrzymaliśmy się gdzieś po drodze, przez przypadek. Okazało się, że obok jest świątynia. Może tam będziemy mogli się przespać? Czekaliśmy jeszcze około 40 minut aż skończy się spotkanie, na którym młoda mniszka przemawiała do siedzących na matach ludzi.  Na koniec weszłam ja, oczywiście budząc sensację i spytałam o nocleg. W tłumie znalazła się jedna młoda osoba, która trochę mówiła po angielsku. Zgodzili się. Dostaliśmy kawałek podłogi w osobnym pomieszczeniu. Gdy byliśmy już gotowi do snu zbiegowisko wokół nas zrobiło się jeszcze większe. Chcieli oglądać paszporty, dużo mówili w niezrozumiałym języku:-) Okazało się, że mamy się jednak przenieść do domu jednej z osób. Nie udaje nam się ich przekonać, żeby zostawili nas tam gdzie jesteśmy. Kilka osób bierze po naszym bagażu do reki i już jedziemy motorami w inne miejsce. Koniec końców, zamiana była dla nas korzystna. dostaliśmy łóżko z moskitierą i była nawet łazienka (właściciele byli z niej dumni!). Widać, że to już inne wsie, niż w górach północy. Rano dostajemy wskazówki jak dojechać do Perfume Pagoda.


04.05.2013

Niewielka boczna droga, pięknie położona, doprowadziła nas do portu, z którego opływają łodzie. Turyści wysiadają u podnóża góry, na której rozsiane są liczne świątynie - kilka z nich w pięknych jaskiniach. Trzy bardzo nam się podobały, a niewielu ludzi do nich dociera (co za strata). Samo płynięcie łodzią bez silnika też było przyjemne, mimo deszczowego poranku (a może już się zahartowaliśmy?;-).  Po 8 godzinach wróciliśmy na motor, który przez ten czas stał bezpiecznie u ludzi, u których wykupiliśmy rejs i bilety. Kolejnym przystankiem miał być Park Narodowy Cuc Phuong. Na skrzyżowaniu dróg przy granicy z Parkiem zatrzymaliśmy się na noc w hotelu. Na szczęście, bo dopiero przy wypisywaniu formularza (konieczne przy każdym noclegu w hotelu) zorientowałam się, że tego dnia były Bartka urodziny...


5/6.05.2013

Rano znów okazało się, że dobrze, że nie pojechaliśmy dalej szlakiem Ho Chi Minha, bo wjazd do parku jest tylko jeden od strony miasteczka. Po drodze odwidzieliśmy kolejną świątynię w jaskini, pod którą przyczepił się do nas pijany chłopak podający się za policjanta, chciał nas wylegitymować i zobaczyć papiery na motor, ledwo trzymając się na nogach. Bartek żądał od niego aby się wylegitymował, ponieważ tego nie zrobił pojechaliśmy dalej. Jeszcze chwile nas gonił i próbował zajeżdżać nam drogę, na szczęście szybko dał sobie spokój.  Gdy już byliśmy pod bramą PN usłyszeliśmy głośny wybuch! To była nasza tylna opona.. No cóż i tak była stara i do wymiany. Trzeba natomiast przyznać, ze motor miał wyczucie i nie zrobił nam takiego numeru wcześniej jak np musieliśmy "uciekać" przed pijakiem z omamami, a dopiero po przyjeździe do celu ;-)
W parku odwiedzić można centrum ratunkowe dla małp i żółwi założone we współpracy z niemieckimi naukowcami, gdzie trafiają zwierzaki z przemytu/czarnego rynku. Małpki najpierw są leczone i trzymane w klatkach jak w zoo, etap drugi to wolność kontrolowana, a na końcu małpki są wypuszczane wgłąb parku. Brzmi chyba jednak lepiej niż wygląda.
Potem wjechaliśmy wgłąb dżungli, gdzie mieliśmy biwakować a z samego rana iść na kilkugodzinny marsz w głąb lasu oznakowanym szlakiem. Oprócz nas w PN było kilku przejezdnych Wietnamczyków i grupa białych naukowców/biologów lub tylko pasjonatów - nie wiemy, w każdym bądź razie biegali z siatkami na motyle i mówili do robaczków:-) których jak to w takich miejscach bywa, było bardzo wiele. Od tych ciekawych do tych przerażających i obrzydliwych. Wypróbowaliśmy też nowy sposób na spanie.


Sama dżungla jednak nie wzbudziła w nas zachwytu. Było dużo jaskiń, dobrze oznakowane szlaki, ale tylko 3 do tego nie za długie, plus krótka ścieżka do jednej z jaskiń. Była do dyspozycji restauracja z normalnymi cenami. Jednak bez porównania z Khao Yai w Tajlandii! która była ogromna, piękna, zróżnicowana, pełna zwierząt i do tego miała świetne pole namiotowe i można tam było nawet grillować.

6.05.2013

Odwiedziliśmy też oddaloną o 60km od parku cytadelę dynastii Ho, wpisaną na listę dziedzictwa UNESCO. Bardzo przyjemni ludzie tam pracowali. Napiliśmy się, zjedliśmy lokalny słodki przysmak, zostaliśmy oprowadzeni po małym muzeum i zobaczyliśmy powitanie jakiegoś VIPa z zagranicy w towarzystwie miss piękności (dosłownie). Nikt natomiast nie wiedział kim on dokładnie jest... Sama cytadela jest ogromna i zachowały się z niej bramy wejściowe i kawałek murów. A w środku...pasą się bawoły i rośnie ryż. Ładnie to ze sobą współgra. Poza samą cytadelą na uwagę zasługują pozostałe ruiny budowli z tamtego okresu wokół niej oraz jej przemyślane zgodnie z feng shui i innymi ideami umiejscowienie w przestrzeni.


Gdy to już zobaczyliśmy i ruszyliśmy w stronę wybrzeża zaczęło lać i to bardzo. Schowaliśmy się razem z motorem w jakiejś nieczynnej restauracji i jak tylko lekko przestało padać ruszyliśmy powoli dalej. Przemoczeni bez innych alternatyw, zdecydowaliśmy się na hotel.

7.05.2013

Dzień miał nam upłynąć na jechaniu ile wlezie (i żeby wskoczyć na nowy kawałek naszej długiej mapy). Upłynął natomiast na naprawach Hondy. Najpierw poszedł amortyzator a potem zerwał się gwint od niego - bardzo niewdzięczna usterka, wymagała rozebrania motoru i spawania nowej części. To pierwsze nie było tanie i czuliśmy się trochę naciągnięci. Druga naprawa była o wiele bardziej wymagająca a pan mechanik wziął od nas tyle co nic (2zł i 1dolar).


Dzień skończył się jednak dobrze. Wieczorem jechaliśmy pod rozgwieżdżonym niebem (ostatnie ciągle było zachmurzone), przytuleni i czuliśmy się tacy wolni i szczęśliwi. Dojechaliśmy dalej niż planowaliśmy i znaleźliśmy darmowy nocleg - tym razem spaliśmy na terenie ryneczku, za zgodą mieszkańców, jednak skoro świt musieliśmy wstać, bo to był poranny market:-) Dzięki temu zobaczyliśmy wschód słońca nad...morzem :-)



Zdjęcia: Cytadela Dynastii Ho i jeden dzień nad morzem
Zdjęcia: Cuc Phuong National Park
Zdjęcia: Perfume Pagoda


Brak komentarzy: